Najnowsze wpisy


Gdy klient płaci przy kasie.
04 kwietnia 2019, 23:21

   Poprzednio pisałam o problemach wydawania reszty ze 100 zł, gdy klient kupuje na tzw. "gumę kulkę" (pokolenie lat 90 zrozumie  ;)).

Gdy dochodzi do etapu płatności, klient popełnia pewne grzeszki, które popełnione po raz n-ty potrafią wytrącić z równowagi każdego pracownika kasy.

 

"Zapłacę kartą, ale nic nie powiem".

 

   Dla większości polaków płatności kartą nie są już niczym nowym. Gdy zaczynałam "karierę" kasjerską (2005 rok), było to może 10% wszystkich płatności za zakupy. Dziś można powiedzieć, że to 50%, nawet 60 %. Jest to wygodniejsze, szybsze, można powiedzieć, że bezpieczniejsze. Technologia idzie do przodu, więc pojawiły się możliwości płatności telefonem, pojawiła się usługa zwana BLIKiem. Odejście od gotówki może i nigdy w Polsce nigdy nie dojdzie do skutku, ale na pewno większość ludzi, ze zwyczajnej wygody, będzie używać form bezgotówkowych.

Pojawia się pewien mankament. Dla ludzi, którzy płacą bezgotówkowo, stało się to już normą.

Stało się to tak normalne, jak świecenie słońca za dnia.

Tak oczywiste, jak to, że politycy kłamali, kłamią i kłamać będą byle by zostać przy korytach.

Dla klientów to jest tak proste, że... nie mówią kasjerowi, że będą płacić kartą...

 

   Kasjer na pulpicie ekranu swojej kasy zaznacza tę opcję płatności, jaką klient poda. Gotówka, karta płatnicza, BLIK, przelew, i tym podobne.

O ile widać, jak klient grzebie w portfelu w poszukiwaniu drobnych (tj. 100 zł), by zaznaczyć opcję GOTÓWKA i czekać na odpowiednią kwotę, by ewentualnie wydać resztę, to z płatnością kartą już nie jest tak lekko.

Bywa, że klient stanie przy pinpadzie (takie urządzonko, gdzie można kartę przybliżyć, wsunąć lub przesunąć) i czeka, aż cała procedura się rozpocznie. Bywa (bardzo często), że ekrany kas zasłaniają klienta, a szczególnie jego ręce, i wtedy i kasjer czeka, i klient czeka. Oboje na cud.

Klient nie powie "zapłacę kartą", gdzie taka informacja potrafi skrócić cały proces.

Czasami pokaże kartę tak, by kasjer ją zauważył, ale to wygląda tak jakby klient łaskawie oświadczał "zapłacę kartą dziwko".

Niestety, pracownicy kasowi nie czytają w myślach i nie widzą, czy ktoś chce zapłacić kartą, czy BLIKiem. Trzeba mu to powiedzieć. Nie dlatego, że kasjer to imbecyl technologicznie zatrzymany gdzieś w połowie średniowiecza, a dlatego, że kasjer musi spośród pierdyliarda opcji wybrać tę jedną, dzięki której klient legalnie będzie mógł pójść z zakupami do domu.

Także, kliencie, poinformuj kasjera o tym, w jaki sposób chcesz zapłacić. 

 

I weź paragon. Proszę.

 

   Paragony to taki świstek papieru, na którym widnieje lista zrobionych przez ciebie zakupów, ile za nie zapłaciłeś, jaki podatek zawierają produkty, adres sklepu, data i godzina zrobionych zakupów i wiele innych informacji, nad którymi tak naprawdę nikt się nie zastanawia. Chyba, że ktoś ma wątpliwości co do ceny zakupionego towaru. 

Paragon, czy tego chcę czy nie, wydrukuje się zaraz po uiszczeniu odpowiedniej kwoty za zakupy. Chciałabym, by była opcja na ekranie kasy "nie drukuj paragonu", ale na razie muszę sobie pomarzyć.

Ktoś z was może zadać pytanie: "po co mam brać paragon, jak kasjerka i tak go wyrzuci, jak zostawię go przy kasie i pójdę w pizdu".

   Jednym z głównych powodów jest to, że urzędnik skarbowy, w ramach walki z nudą (i chęci wlepienia kary pieniężnej firmie, którą (w ramach walki z nudą oczywiście) ma okazję skontrolować) może sprawdzić, czy są wydawane DOWODY ZAKSIĘGOWANIA przez firmę sprzedawanych produktów i nie zarabia na boku. Taki dowód należy wręczyć klientowi, by ten także miał dowód, że sklep nie robi go w bambuko.

   Drugim powodem jest to, że skoro paragon się wydrukował, to nie zostawiaj go przy ladzie jak jakiegoś śmiecia. Weź i wywal do kosza z napisem "recykling - papier". W ten sposob:

a) do sklepu nie przypieprzy się urzędnik skarbowy

b) nie zużyją się nadaremno metry rolek papieru, na których wydrukowano wszystko, co ci do życia nie jest potrzebne. *

 

Jestem może i nie zagorzałą, ale jednak fanką ochrony środowiska, i gdy widzę, ile paragonów wywalam, to przed oczyma mam te wszystkie drzewa, które przerabia się na rolki do drukarek kasowych. 

7 (i więcej) Grzechów Głównych klienta....
20 marca 2019, 11:42

   Klienci sklepów mają straszną tendencję do utrudniania pracy pracownikom. Od samego początku do samego końca swojego przebywania na terenie sklepu klient popełnia pewne główne grzechy, przez które pracownik cierpi męki, traci nerwy i dobre samopoczucie (a także i dobre zdanie o ludziach). Wiara w ludzkość poupada, gdy przychodzi czas na podsumowanie.

Zacznijmy jednak od początku dnia, kiedy dzielny obywatel idzie wypełnić swój roboczy obowiązek. Idzie do pracy.

 

   Otwarcie sklepu: 8.00

Pracownik (w naszym przypadku kasjer) przychodzi na 7.00 lub 7.30. Do czasu otwarcia sklepu kasjer musi przeliczyć swoją kasetkę z przeniędzmi, czy aby napewno zawartość zgadza się ze stanem wczorajszym (nie wszystkie markety to stosują, ale te w których pracowałam tak się robi - i zazwyczaj zawartość kasetki to 300 zł na start i ma być 300 zł na zakończenie). Potem loguje się z kasetką na kasie i blokuje aż do czasu otwarcia marketu.

Do tego czasu jest układanie towaru na półkach, by nie było dziur, dokładanie reklamówek, sprawdzanie czy są rolki do drukarki kasowej, zapoznanie się z nowościami (np. piekarnia, warzywa/owoce, jakieś promocje, które realizuje się za pośrednictwem kasjerki, itp.).

   Wybija godzina 8.00. Otwieramy sklep. Kasjerka siedzi przy kasie i jest gotowa do pracy. I tu najcześciej popełniany jest 1 z Grzechów Głownych.

1wszy klient.

Skasowane zostały 2 bułki, 1 woda 500 ml, i batonik. 

Klient podaje 100 zł...

Jakoś wydane, w kasetce na razie są jeszcze jakieś banknoty.

2gi klient.

Jakiś twarożek, bułka, pomidor, soczek.

Kasjer otrzymuje 100 zł...

Zaczyna być źle, bo banknotów coraz mniej, nie wspominając o bilonie.

Grupka dzieciaków kupująca sobie coś do szkoły.

Lecą chipsy, chrupki, coca cola, woda, dropsy i tym podobne.

Każde z osoba. I każde daje po 20 zł...

Kasjer myśli "dobra, mam mało w bilonie, ale za to 20 zł po kilka sztuk".

Kolejny klient kupuje wędlinę, chleb i kilka innych drobiazgów.

Da albo 50, albo 100 zł. No i jeszcze przecież trzeba wydać w bilonie.

I tak kasjer musi kombinować cały dzień, by uzbierać wystarczającą ilość gotówki w odpowiednich nominałach, by móc wydawać resztę.

8 godzin, każdego dnia, każdego miesiąca.

   Są klienci, którzy czują się jak superbohaterowie ratujący życia i damy z opresji, gdy z drobnych dadzą końcówkę 1 gr i tym podobne nominały, podczas gdy kasjera to naprawdę nie ratuje, bo i tak nie będzie miał tych 19,90 zł do wydania.

Są jeszcze tacy, którzy mają drobne w portfelach, ale nie chce im się liczyć i łatwiej jest wyciągnąć to 100 zł (czasami 200 zł . Na szczęście 500 zł jeszcze mi się nie trafiło).

 

   Drodzy klienci. Kasjer to nie menncia państwowa. Nie produkuje monet i banknotów pod ladą.

Słysząc uwagi typu "jak to pani nie ma drobnych, przecież pani powinna mieć drobne" ręce i nogi opadają. Jak mam mieć drobne, skoro cały czas dostaję 100 zł? Pada inna strofująca mnie uwaga. "Nie może kierowniczka pani rozmienić pieniędzy?". Otóż owszem, nie może. Z różnych powodów. Głównie ze względu na czas. To trochę by trwało. To zawsze trwa choćby przez wzgląd na to, że:

a) wezwanej kierowniczce / kierownikowi zajmie trochę czasu, nim rzuci co robił by do mnie przyjść i dowiedzieć się, czego potrzebuję.

b) kiedy już wezwany wie, co potrzeba, musi pokonać pewną drogę do sejfu, gdzie są pieniądze (a nie zawsze dostępne są potrzebne nominały).

c) kolejny raz, ta sama droga do przebycia, z jakimiś drobniejszymi pieniędzmi, następuje wymiana i praca rusza dalej.

Czas jest tu kluczową kwestią. Kolejki się powiększają tak samo jak niecierpliwość kolejnych osób w kolejce.

A czy to moja wina?

Wielu klientów uważa, że tak.

W ten sposób, po 8 godzinach siedzenia i modlenia się o drobne (czasami się udaje, czasami nie), przychodzi czas na rozliczenie i do domu.

Przez resztę dnia staram się nie myśleć o pracy. Odpoczynek psychiczny jest tu konieczny, bo gdy połączymy ze sobą pozostałe Grzechy, dzień kasjera może wydawać się koszmarem.

Ale o reszcie Grzechów będzie następnym razem.